Rano jesteśmy na miejscu, nawet nie widać żadnych skutków powodzi (przynajmniej w tych częściach miasta), warto jest wysiąść na dworcu Harem, skąd do dzielnicy Sulthanamet można się szybko przedostać promem – my nieświadomi, że autobus będzie kluczył po całym mieście zanim tam dojedzie tracimy dodatkowo z półtorej godziny. Obejrzeliśmy za to po drodze kilka dzielnic Stambułu w stylu japońskich turystów. Objuczeni plecakami idziemy jeszcze pozwiedzać i zakupić trochę pamiątek dla rodziny na Grand Bazar. Kończą nam się już pieniądze więc ledwo nam wystarcza na ostatnie kebaby. Na straganach za to opychamy się darmowymi cukierasami.
Spieszymy się na lotnisko, bo nie zostało już dużo czasu do odlotu. Na szczęście beż problemu dojeżdżamy tramwajem. W lotniskowych sklepach dopychamy się znowu darmowymi słodyczami i lecimy do Zurychu.