Rano Marcin i Aga jada na paragliding (100L/os), jak ktoś nie ma lęku wysokości to na pewno warto się skusić! W Turcji na wybrzeżu takie loty oferowane są w wielu miejscowościach, ale w Oludeniz po pierwsze są najpiękniejsze widoki, bo z góry widzimy niepowtarzalną lagunę, a po drugie są tu najniższe ceny. Samochód wjeżdża na górę o wys. 1000m ponad poziom morza, krótkie szkolenie, wskakujemy w uprząż i specjalne siedzisko i lecimy. Oczywiście spięci razem z instruktorem, więc nie musimy się martwić o sterowanie, podziwiamy sobie tylko piękne widoki i pstrykamy fotki. Sam lot jest bezpieczny, ale i tak daje mnóstwo emocji, trwa ok. 30min.
Jeśli ktoś podróżuje przejazd i ma wybór miejsca to polecamy właśnie tutaj (w Kas na przykład taka impreza kosztowała prawie dwa razy tyle!).
Po południu jedziemy do kolejnego miejsca, do Dalyan (najpierw busem do Ortaca 8L/os, a potem dolmuszem do Dalyan 2L/os), tym razem nie bezpośrednio nad morzem.
Dalyan jest małym ale pełnym uroku miasteczkiem, leży na rzeką, wypływającą z rozciągającego się nieco dalej na północy jeziora Köyceiiz. Kilka kilometrów dalej, przepływając koło licyjskich grobowców wykutych w skale oraz ruin antycznego miasta Kaunos, wijąc się pośród trzcin licznymi odnogami, rzeka tworzy szeroką deltę i wpada do morza przy pięknej piaszczystej plaży Iztuzu. Strome góry opadają pionowo do delty i sąsiednich zatok.
Myślę, że przez co najmniej kilka dni można się tu nie nudzić. Do podstawowych atrakcji Dalyan należy zwiedzanie grobowców i ruin, błotniste kąpiele w naturalnych gorących źródłach, wypoczynek na plaży Itzuzu oraz zabawy z żółwiami pływającymi w rzece i podpatrywanie ich wylęgu na pobliskiej plaży Turtle Beach.
W miasteczku bez trudu można znaleźć nocleg, jest bardzo dużo prywatnych pensjonatów. My znajdujemy niedrogie bungalowy do wynajęcia w Dalyan Camping (40TL za 4 os. domek z materacami na podłodze i łazienką). Bardzo fajne miejsce nad samą rzeką, jest tu mały barek gdzie można coś zjeść i wypić, a z tarasu jest piękny widok na grobowce wykute w skałach – dokładnie na przeciwko, po drugiej stronie rzeki.
Idziemy na spacer po miasteczku, jest tu część turystyczna z wieloma sklepikami, straganami i knajpkami. Na rondzie jest fajny pomnik z symbolem miasteczka – żółwiami. Na obiad … jak zwykle kebab i airan :) Po powrocie łowimy rybki w rzece z naszego pomostu (Marcin odkupił zestaw kilku haczyków i nawiniętej żyłki). Zaraz zbiega się kilka kotów wyczekujących na kolejne małe rybki wyciągane dla nich na obiad. Fajna zabawa, Evci nawet za jednym razem udaje się złowić trzy rybki jednocześnie , po jednej na każdym z haczyków!
Wieczorem gramy w kości przy drinkach na tarasie z pięknym widokiem na podświetlone grobowce. Obok grilluje turecka rodzinka. W pewnym momencie zagadują do nas, chociaż dosyć oryginalnie… nie jak większość dopytują się skąd jesteśmy, gdzie jedziemy, co widzieliśmy i czy nam się podobało… tylko bez wstępów od razu pytaniem : "A co myślimy na temat wejścia Turcji do Unii Europejskiej?" … :) Ale trochę sobie pogadaliśmy :)