Dzisiaj decydujemy się pojechać do pobliskiego wąwozu Saklikent. Ładnie wygląda na fotkach w przewodniku i folderach. Liczymy na to że rano z centrum złapiemy jakiegoś dolmusza jadącego w tamtą stronę. Na przystanku od razu zaczepia nas naganiacz, inkasuje po 15L/os i każe czekać na odpowiedni busik. Jak zbierze się odpowiednia ilość osób wyruszamy.
Po jakimś czasie nasz busik zatrzymuje się i przewodnik – pomocnik kierowcy informuje, że mamy małą przerwę na zwiedzenie jaskini (oczywiście wejście dodatkowo płatne), a po wyjściu częstują nas herbatą lub airanem (za co oczywiście przed odjazdem również trzeba zapłacić). Jedziemy dalej i okazuje się, że zanim dojedziemy do Saklikent w planie jest jeszcze jeden postój w Tlos, gdzie do zobaczenia są ruiny miasta, licyjskie grobowce wykute w skale, ruiny łaźni i teatru (naturalnie tu znowu od chętnych wyciągają kasę za wstęp), a później jeszcze wizyta w Yakaparku, hodowli pstrągów, gdzie poza zwiedzaniem ładnie zaprojektowanego parku z basenami hodowlanymi, strumykami i wodospadami można było zamówić na obiad świeżą rybkę z grilla. W tym miejscu uświadomiliśmy sobie, że wykupiliśmy nie bezpośrednie bilety do Saklikent, a coś w rodzaju zorganizowanej wycieczki po atrakcjach w okolicach Fethiye. Na wąwóz było przeznaczone tylko 3 godziny. Trochę nas to zdenerwowało, bo traciliśmy przez to czas, który mogliśmy dłużej spędzić w Saklikent. Ostatecznie jednak okazało się, że czasu na przejście wąwozu było akurat, a przy okazji zobaczyliśmy jeszcze kilka miejsc i mieliśmy zapełniony cały dzień – wróciliśmy z powrotem do Fethiye wieczorem.
Wąwóz był oczywiście główną atrakcją i faktycznie warto było tam pojechać. Przygoda rozpoczyna się już na samym początku gdzie trzeba się przeprawić na drugą stronę dosyć rwącej rzeki. Później wędrujemy wewnątrz pięknego, skalistego wąwozu o wysokich pionowych ścianach, który stopniowo się zwęża. Im dalej idziemy tym trudniejsze stają się przejścia. W niektórych momentach przeprawiamy się przez całkiem głębokie jeziorka (woda do pasa) i musimy wspinać się po śliskich i stromych skałkach. Samemu czasem jest ciężko pokonać niektóre przeszkody – szczególnie tak by nie zmoczyć plecaków. Wybierając się do Saklikent zdecydowanie trzeba pamiętać o odpowiednim stroju (niektórzy wracają zupełnie zmoczeni), dobrym zabezpieczeniu wodoodpornym na aparat i dokumenty (a w zasadzie na wszystko co chcemy żeby pozostało suche), zamiast butów zdecydowanie najlepiej sprawdzą się neoprenowe sandały.
Piękny wąwóz, wspaniałe krajobrazy, a do tego mnóstwo zabawy i niezapomniana przygoda!
Wieczorem po powrocie zafundowaliśmy sobie pyszną kolację w jednej z restauracji przy nadmorskim deptaku – taki wyjątek od najtańszych kebabów na wynos ;)