Busy jadące wybrzeżem i mające przystanek w Olympos de facto zatrzymują się na parkingu przy drodze na górze wąwozu (ładny widok na góry i dolinę) i żeby dostać się do wioski, plaży i ruin musimy dojechać dolmuszem na dół (3 L). Na nocleg wybraliśmy Turkmen's Tree Houses (domek na drzewie bez okien, ze śniadaniem i obiadokolacja 25 L/os), po negocjacjach bierzemy jednak wygodniejsze dwuosobowe bungalowy z klimatyzacja i łazienką, z wyżywieniem za 30 L/os - dostaliśmy rabat, bo przyszliśmy w 6 osób razem z parką amerykanów, którą poznaliśmy poprzedniego dnia w Goreme i razem jechaliśmy do Olympos.
Cały wąwóz wygląda jak wielka hippisowska wioska, są tu w zasadzie tylko ośrodki oferująca zakwaterowanie w domkach na drzewach lub bungalowach i kafejki z klimatycznymi altankami gdzie można się zrelaksować leżąc na haftowanych w tureckie wzorki poduchach lub materacach. Próbujemy kolejnych specjałów kulinarnych, tym razem gozleme, rodzaj naleśników z farszem mięsnym, szpinakowym, serowym lub na słodko (3-4 L) i zwiedzamy okoliczne ruiny i kapiemy się w morzu na bardzo ładnej plaży. Kolacja jest o 20.00 i wygląda jak wyżywienie all inclusive w dobrym hotelu. Dużo różnych dań w postaci szwedzkiego bufetu. Podobno w Turkmen's jest najlepsze jedzenie w okolicy. Wieczorem standardowo drinki i kości, ale tym razem rozpracowujemy dwie nowe bardzo fajne gry - pięciol i ryzykant.
Najładniejsza "wioska" domków na drzewie to zdecydowanie Kadir's Tree House, 25 L/os z wyżywieniem, domki są po prostu śliczne, prawdziwie backpackerska atmosfera, trochę szkoda że tu od razu nie trafiliśmy, ale przynajmniej się wyśpimy w porządnych warunkach z klimą.