Wylądowaliśmy w zasadzie w środku nocy, nieco po trzeciej wiec do rana przeczekaliśmy na lotnisku próbując usnąć na twardych plastikowych krzesłach w poczekalni. Poznaliśmy sympatyczna grupkę Polaków, którzy przyjechali z zamiarem zwiedzania wschodniej części kraju i wspięcia się na najwyższy szczyt Turcji - Mt. Ararat. Inna poznana parka jechała na objazd po Syrii (z dworca w Stambule jeżdżą wygodne bezpośrednie autokary).
Ceny napojów w automatach na lotnisku są bardzo wysokie ale wystarczy zjechać na najniższy poziom, gdzie w ogromnym pustym holu jest tani supermarket.
Z lotniska do centrum najszybciej i najtaniej można dojechać kolejka LRT do stacji Zeytinburnu i potem tramwajem do Sulthanamet (żetony na każdy przejazd po 1.5 L). Od razu przeprawiliśmy się promem na azjatycka stronę i kupiliśmy bilety na dworcu Harem na nocny autobus do Goreme w Kapadocji (45 lirów). Plecaki zostawiliśmy w biurze u przewoźnika i wróciliśmy na zwiedzanie Błękitnego Meczetu (wstęp free), bazyliki Hagia Sophia (wstęp 20 L !!) i dzielnicy bazarów, a przy okazji podziwialiśmy ładną panoramę Stambułu pływając promem po Bosforze. Po drodze zjedliśmy na śniadanie burek (2 L)- turecki rodzaj naleśników z sadzonym jajkiem i papryczkami chilli lub mięsem, albo na słodko posypany cukrem. W pewnym momencie byliśmy juz tak zmęczeni, że przespaliśmy się ze 2 godziny w parku na trawniku przy pałacu Topkapi. Bardzo dużo osób, w większości Turków przychodzi tu na biwak żeby posiedzieć, pogadać, poopalać się na słońcu lub zdrzemnąć w cieniu.
Po południu przeszliśmy się mostem Galata - mekka wędkarzy, fajnie to wygląda, szczególnie gdy idziemy nizszym poziomem, a z góry zwiesza się do wody kurtyna żyłek i nad głowami wystaje las wędek. Z wieży Galata podziwialiśmy zachód słońca i faktycznie przepiękną panoramę na miasto. Kebab na obiad (nieco inny niż u nas, ze świeżymi warzywami i bez sosów - 3,5L) i w drogę - noc spędzamy w autokarze.