Tanah Rata to piekne górskie miasteczko, nieco przypominające nam Wisłę w naszych górach. Jest tu bardzo spokojnie i klimat jest dużo przyjemniejszy niż w poprzednio odwiedzanych miejscach, świeższe powietrze i niższe temperatury - w nocy jest nawet całkiem chłodno!
Idziemy na pieszą wycieczkę do pobliskiej plantacji herbaty (ok. godziny spokojnym tempem w jedną stronę). Widok na plantację jest urzekający. Spedzamy tam trochę czasu pstrykając fotki i buszując pomiędzy krzakami herbaty. W kawiarence herbata ma całkiem niezły smak, ale dostajemy bardzo mocny napar, który tu pija się z dużą ilością cukru i czasem z mlekiem). Na obiad specjały malezyjskiej kuchni - zajadamy się pysznymi plackami wypiekanymi na miejscu w specjalnym piecu podawanym z róźnymi sosami (tzw. Naan), Evcia dostaje ostre kluski chińskie, ale jest dzielna i zjada wszystko :) Mamy tu już swoją ulubioną knajpkę, nazywa się Restoran Kumar i jest w pasażu przy głównej ulicy. Jeśli jesteśmy przy jedzeniu to wspomnę też, że malezyjczycy głównie jedzą rękami, nie używając sztućcy w ogóle! Oczywiście, niektórzy jedzą "po europejsku", ale inni zgarniają potrawy z talerzy do ust używając kciuka, palca wskazującego i środkowego. I to nie tylko twardsze kawałki, ale też ryż zmieszany razem z dużą ilością płynnego sosu brudząc sobie przy tym radośnie całe ręce. Tak jedzą nawet niektórzy elegancy panowie w garniuturach, to samo zauważyliśmy już wcześniej w Kuala Lumpur.
Po południu znowu pada deszcz. Jutro jedziemy na komercyjną wycieczkę po okolicy jak pogoda dopisze, ale z powodu niestabilnej aury umówiliśmy się, że zdecydujemy rano.