Od rana niestety pada deszcz, więc z wycieczki nici. Jednak jeśli ktoś sie tu wybiera to warto wykupić zorganizowany trekking do lasu deszczowego, można zobaczyć raflezję, największy kwiat na świecie (podobno średnica przekracza czasem metr!), odwiedzić bambusową wioskę tamtejszych plemion, zwiedzić najwiekszą w okolicy plantację i fabrykę herbaty i zaliczyć jeszcze kilka lokalnych atrakcji - koszt od 50 do 95RM/os. w zależności od czasu trwania i czy w programie jest rajd jeepem przez dżunglę.
Pogoda deszczowa, ale plantacji herbaty nie odpuścimy. Jedziemy lokalnym autobusem do BOH Tea Estate. W międzyczasie przestaje padać i robi się całkiem ładna pogoda. Niewykluczone, że udałaby się i planowana wycieczka, ale w dżungli z pewnością jest teraz mnóstwo błota i pijawek.
Plantacje herbaty są przepiękne, szczególnie w Cameroon Highlands, bo tworzą malowniczy krajobraz soczyście zielonych krzewów posadzonych rzędami i porastających bardzo pofałdowany górzysty teren. Pijemy też lokalną herbatkę i zwiedzamy fabrykę, gdzie zza szyby można obserwować pracę na poszczególnych etapach przetwarzania herbaty. Warto tu przyjechać!
O 16.30 mamy autobus do Georgetown na wyspie Penang (na północy Malezji, niedaleko już granicy z Tajlandią) - bilet kosztuje 30RM/os. Dojeżdżamy do dworca na miejscu jak jest już ciemno. W pobliskim barze zostajemy do 3 w nocy jedząc, popijając kawy z lodem i oglądając kiepskie amerykńskie filmy razem z lokalsami. Nasz bus do Hat Yai - w Tajlandii - odjeżdza o 5 rano (koszt 30RM) więc 2 godziny koczujemy na dworcu. Jest tam nawet prysznic, o tej godzinie darmowy, chociaż na pustawym dworcu w środku nocy pod prysznicem czułem się trochę nieswojo.