Dojeżdżamy na miejsce wcześniej niż się spodziewaliśmy - jest jeszcze ciemno. Szukamy jakiegoś guesthousu razem z nowymi znajomymi oraz dwoma Szwedkami. Chodzimy od jednego do drugiego, ale warunki przeważnie są poniżej akceptowalnych. Ceny są dużo wyższe niż w Tajlandii, a pokoje kiepskie. W końcu trafiamy do Casavilla Travelers Lodge (Jl Pudu Lama 28). Za 90RM (1RM=ok 1zł) wynajmujemy trójkę z łazienką i ciepłą wodą, jest też fajny taras ze stolikami z którego można korzystać. Rano idziemy zwiedzać Kuala Lumpur - Chinatown i Little India - okazują się być brudne nawet w KL, w zasadzie to takie bazary, ale na swój sposób ciekawe (chociaż dla nas to już nic nowego). Można tam tanio zjeść, ale też trzeba uważać. Jemy na straganie gdzie samemu nakłada się potrawy z blaszanych półmisków, płaci się za ilość nałożonych łyżek różnych potraw. Nam jednak naliczają więcej twierdząc, że za dużo nakładaliśmy na łyżkę..! Później wędrujemy przez miasto i park do Menara Kuala Lumpur, czwartej pod względem wysokości wieży telekomunikacyjnej na świecie, trochę poniżej szczytu jest taras widokowy na wys. 276m. Miasto jednak wyraźnie różni się od Bangkoku, jest dużo czyściej i nowocześniej, szczególnie w centrum, gdzie dookoła jest mnóstwo nowych wieżowców. Dochodzimy do Petronas Towers - słynnych dwóch wież - budynek ten był swego czasu najwyższym na świecie, ale w 2004 roku prześcignęła go wieża Taipei. Budynek robi wrażenie swoją wielkością i ciekawym projektem z błyszczącej stali i szkła. W jednej z wież jest siedziba koncernu paliwowego Petronas, druga jest wynajmowana na prestiżowe biura. Na parterze jest centrum butików z najbardziej prestiżowymi i drogimi markami. W przyległym przepięknym parku zostajemy do wieczora. Pstrykamy mnóstwo fotek, a później nocnych ujęć wspaniale oświetlonych wież.
Późnym wieczorem spotykamy się na pogaduchy z Przemkiem i Kasią na naszym tarasie - jest okazja do wypicia paru drinków z wiezionej jeszcze z Polski żubrówki w bardzo sympatycznej atmosferze.