Rano jesteśmy w Surat Thani, tam przesiadka na prom. W międzyczasie wynajmujemy trochę w ciemno (na podstawie zdjęć w albumie) domek na plaży Lamai - czteroosobowy razem z poznaną koleżanką Siukan. Przy wynajęciu na min 2 dni przejazd z promu do resortu mamy gratis (podobno sam przejazd kosztuje 150B/os). Bierzemy domek na dwa dni, po 150B/os za dzień - bardzo tanio. Na promie nieźle przygrzewa słońce. Dojeżdżamy na miejsce i faktycznie mamy tu swój mały raj na kilka dni. Nasz domek jest na plaży w drugim rzedzie, więc morze widac tylko częściowo, mamy za to trochę cienia. Otoczony palmami, dach kryty liściami palmowymi, na terenie jest też urocza restauracyjka. Idziemy sie kąpać, rafa zaczyna sie już niedaleko brzegu. Fantastyczne widoki pod wodą, rafa ma różne kolory, niektóre korale są żółte, zielone, niebieskie, czerwone, różne kształty i do tego kolorowe rybki. Cudowne! Zwiedziliśmy na razie jedynie rafę na przeciwko naszego domku. Nasza koleżanka i Zbigu trochę się poobcierali o rafę (podobno ciężko się goją rany - zobaczymy). Wylegujemy się na piasku i odpoczywmy w końcu po szaleństwie dotychczasowej podróży. Wieczorem idziemy zwiedzic miasteczko i okolicę.
Znajdujemy fajną knajpkę, gdzie za 99B od osoby serwują coś w rodzaju fondue. Stawiają na stole podgrzewany "multi-garnek", w którym na górze można smażyć, a na dole gotować w rosole różne przysmaki. Oczywiście do tego jest otwarty szwedzki stół z różnymi rodzajami mięs, ryb, owoców morza, klusek, glonów, warzyw i dodatków które przyrządzamy sobie w garnku oraz gotowych sałatek i deserów. Jeść można do woli. Zbigu specjalizuje się w zupach i wymyśla coraz to inne kulinarne specjały.