Śniadanie w naszym guesthousie - Julie - od razu załujemy, że nie jedliśmy tu częściej, bo jedzenie jest wyborne! Po drodze na dworzec Zbigu wysyła na poczcie prawie połowę zawartości swojego plecaka. Wysyłka 5kg kosztuje ok 200zł. Drogo, bo oferowali tylko pocztę lotniczą, paczka idzie za to tylko 1-2 tyg. Zbigu za to jest szczęśliwy, że ma mniejszy plecak i będzie mógł coś dokupić. My z Evcią jesteśmy twardzi i taszczymy dalej ciężkie plecaki - cięzko było nam coś wybrac do wysyłki... przynajmniej na razie. Dojeżdżamy tuk-tukiem na dworzec (80B) i od razu mamy autobus do Chiang Rai (264B/os, klima). Jedzie się ok 3-3,5h, miejscami krajobraz za oknem jest bardzo ciekawy, czerwona ziemia niczym w Australii, dżungla albo zieloniutkie pola ryżowe. Dojeżdżamy do celu, miasto wydaje się mało ciekawe, takie bardzo "przemysłowe". Kierujemy sie do White Temple. Kierowcy taksówek proponują podwóz za 300B. Rezygnujemy i idziemy zaytać o jakiś lokalny autobus na dworcu. Bardzo miła pani z okienka wypisuje nam coś na kartce po tajsku i każe iśc szybko na autobus na peron 14, kartkę mamy pokazać kierowcy. Tam patrzą na kartke i kierują nas do zupełnie innego peronu. Przekazują nam sobie jeszcze ze ze dwie inne osoby i wsadzają do jakiegoś lekko zdezelowanego autobusu. Naganiaczka-bileterka przepędza z tylnych siedzień jakieś młode dziewczyny i każe nam siadać. Za chwile autobus odjeżdza, a my się zastanawiamy czy ta pani w okienku w ogóle dobrze nas zrozumiała gdzie chcemy jechać, co wypisała na tej karteczce i czy ci pozostali też to dobrze zinterpretowali.. :) Ciekawe doświadczenie, jesteśmy jedynymi "obcymi" w autobusie, więc udzie się często odwracają i na nas spoglądają. Naganiaczka wysiada na każdym przystanku i zgarnia ludzi do autobusu. Po jakims czasie nagle krzyczy "temple, temple, temple", ja to bardziej odbieram jak "tempo, tempo, tempo!" i każe wysiadać (20B/os). Uff udało się , ale akcja była.... szybka...
Światynia jest faktycznie bardzo piękna i ma absolutnie unikalną architekturę. Jest jak zrobiona z lodu i śniegu, z fosy wystają ku górze gipsowe odlewy rąk - nie tylko ludzkich, trochę przerażająco to wygląda. To po prostu trzeba zobaczyć. Po wyjściu spotykamy grupkę Polaków, chwilkę rozmawiamy i lecimy z powrotem na autobs, który za chwilkę ma nam odjechać. Z planowanego posiłku nici. Jedziemy przewozem lokalnym (sangtao), czyli pick-upem z ławkami na pace. Postanawiawiamy jeszcze dzisiaj jechać na południe. Dowiadujemy się, że ostatni pociąg z Chiang Mai w kierunku Bangkoku odjeżdza o 19 i jest jeszcze szansa, że go złapiemy, ale musimy dostać się autobusem z Chiang Rai do Chiang Mai, który odjezdża za 15min. Kupujemy szybko bilety, ale znowu nici z jedzenia i 3h jazdy. Kupujemy tylko po paczce słodyczy na straganie. Niestety autobus łapie opóźnienie i nie mamy szansy już na nocny pociąg. Jest jednak nocny autobus, ale ostatni odjeżdza za niecałe 10min! Znowu w wielkim pośpiechu i zowu nici z jedzenia.. Kupujemy bilety do Ajutaji i w drogę.
Dzisiejszy "dzień drogi" był nieco męczący, ale Chiang Rai nie bardzo nam się spodobało, poza oczywiście White Temple dla której naprawdę warto tu przyjechać. [W necie można jednak zobaczyć też ciekawsze i ładniejsze miejsca w tym mieście, pewnie warte zwiedzenie, ale my widocznie trafiliśmy do jego brzydszej części - przyp. po powrocie]