Dzisiaj pospaliśmy trochę dłuzej. Na śniadanie zestaw sushi. W zasadzie to od przyjazdu do Tajlandii nie jedliśmy jeszcze ani kawałka pieczywa! Mam wrażenie, że jeśli gdzieś je mają to tylko dla zachodnich turystów. Sami raczej go nie jedzą. My wybieramy oczywiście jedzenie tajskie.
Cały dzień zwiedzamy Chiang Mai. Jest tu prawie tyle świątyń ile w Bangkoku, a miasto nieporównywalnie mniejsze. Idąc przez miasto co kawałek stoi jakiś Wat lub Chedi. Wszystkie piękne, kolorowe, z niesamowitymi rzeźbami i detalami. Dużo złota i żywej czerwieni, rzeźbione smoki, słonie, posążki Buddy i strzeliste kopułki. Zastanawialiśmy się ile czasu trwa zbudowanie takiego Watu skoro jest on tak misternie wykończony. W jednym trafaiamy nawet na ceremonię pogrzebową.
Po południu idziemy na masaż tajski (Evcia) i masaż stóp (ja) - masaże są na każdym kroku w cenie ok 150B za godzinę, a wieczorkiem chill-out w naszym ogródku z drinkiem. Jutro wybieramy sie do Chiang Rai, jeszcze dalej na północ, blisko tzw. Złotego Trójkąta, gdzie spotykają sie granice Tajlandii, Laosu i Myanmaru (dawniej Birmy).