Geoblog.pl    dziobaki    Podróże    Hongkong 2011    Hongkong - dzień trzeci
Zwiń mapę
2011
14
paź

Hongkong - dzień trzeci

 
Hong Kong
Hong Kong, Wan Chai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8298 km
 
Rano czekam na windę, przejechały już pięć razy przez moje piętro, ale się nie zatrzymały bo mają "full car". Nie wytrzymuję i schodzę po schodach, w końcu to tylko 10 piętro, z 18go (bo tyle ma budynek byłoby gorzej).
Już wiem dlaczego jest tak mało chętnych na schody.. no comment.. nie wyglądają w każdym razie najlepiej ;P

Prom do Wan Chai (lub w drugą stronę do Tsim Sha Tsui) to też jedna z atrakcji HKG, bo od strony wody ładnie prezentują się te wszystkie wysokościowce na lądzie. Niestety rzadko tu jest przejrzyste powietrze, najczęściej jest mniejsza lub większa mgła.

Po targach wybieram się na zwiedzanie dzielnicy Wan Chai. Znalazłem polecaną w przewodniku knajpkę z wietnamskim jedzeniem. Nie jest łatwo trafić, bo mapka nie jest zbyt szczególowa. Poza tym szukam dużego neonu po angielsku, bo napisali, że to sieciówka.
W końcu trafiam, mała knajpka, napisy na zewnątrz po chińsku. Przechodziłem obok niej już trzy razy, ale nie wiedziałem, że to właśnie ta. Dobrze, że karta jest w ludzkim języku, chociaż i tak nazwy potraw są tajemnicze.
Zamawiam "Rare Eye Round Steak'N'Beef Brisket Pho" (37HK$) i mam nadzieję, że nie będą w niej pływały oczy. Dostaję wielką pachnącą michę, wygląda świetnie i smakuje jeszcze lepiej :)
Podobno tu specjalnie gotują te zupu minimum dwa dni, żeby uzyskać właściwy smak.
Od wczoraj pilnie obserwuję chińczyków podczas jedzenia, żeby nie strzelić jakiejś gafy.
Podobno kiedyś królowa Anglii podczas podróży w chińskiej restauracji jak dostała na początku herbatę jaśminową w małej miseczce to ją wypiła ku wielkiemu zdziwieniu kelnerów... bo należało w niej umyć palce i opłukać pałeczki..
Wczoraj w dzbanku na stole była faktycznie herbata, więc umyłem pałeczki, dzisiaj też jest dzbanek ale chyba z gorącą wodą zamiast herbaty.
Zupę jemy tak : w prawym ręku trzymamy pałeczki i wyjadamy nimi mięso i makaron, a w lewej trzymamy porcelanową łyżkę i pomagamy nią sobie oraz wypijamy z niej zupę. FFaktycznie to bardzo wygodne! Dobrze jest mieć tylko równie sprawną lewą rękę, bo może to wyglądać nieco nieporadnie jak u mnie, ale staram się :).
Taką michą zupy naprawdę można się dobrze najeść.

Po jedzeniu spacer okolicznymi ulicami. W HKG jest chyba zasięg wi-fi w całym mieście. Wprawdzie nie darmowy, ale każda budka telefoniczna emituje sygnał wi-fi. Jak mamy usługę od operatora to mamy net w telefonie po szybkim łączu.
No i mają niesamowite tramwaje - piętrowe! Są lepsi od anglików którzy mają takie tylko autobusy. Podobno piętrowe tramwaje są na świecie tylko tutaj. Każdy oklejony jest jakąś inną wielką kolorową reklamą.

Spaceruję i pstrykam fotki ulic i rozświetlonych wieżowców. Jestem już nieźle zmęczony i wracam do hotelu.

Wysiadam z metra po stronie Kowloon i skuszony światłami reflektorów idę jeszcze rzucić okiem na nadbrzeże. Jest tu promenada z tzw. Aleją Gwiazd. Codzinnie wieczorem odbywa się tu "Symphony of Lights". W rytm puszczanej muzyki oświetlanych jest 40 budynków po obu stronach Victoria Harbour. Są różnokolorowe reflektory, lasery, węże świetlne zamontowane na wysokościowcach.
Podobno spektakl trafił do księgi rekordów Guinness'a jako 'World's Largest Permanent Light and Sound Show'. Pokaz jest całkowicie darmową atrakcją, trwa jakieś 15 minut. Skłąda się z pięciu części, które chyba z zamierzeniu miały coś symbolizować, ale szczerze mówiąc jakoś nie bardzo wychwyciłem różnicę. Oczywiście podczas show wszyscy (a ludzi są tłumy) robią sobie pamiątkowe fotki.
Nie pchałem się do pierwszego rzędu więc udało mi się znaleźć dobre miejsce na ławce, skąd można wygodnie obserwować pokaz i ludzi.
Ha, chyba nauczyłem się rozpoznawiać chińczyków i japończyków ! Nie żeby po rysach twarzy, mowę też trudno bo jedni i drudzy podobnie mamroczą jakieś "szua tsing tsang mao" lub coś wtym stylu.
Ale uwaga - chińczycy pozują do zdjęć jakby ktoś ich wcześniej nieźle stłukł (na "zbitego psa"), jakoś tak się kulą, albo przybierają inną nieco żałosną pozę zrękami za sobą.
Za to japończycy zawsze muszą rękoma wykonywać jakieś dziwne gesty, a to "na Twixa", czyli słynne dwa paluszki, a to wszystkie palce rozczapirzone i machają przed sobą, inni z kolei poł twarzy zasłananią otwartą dłonią, albo podpierają głowę. Zawsze coś muszą pokazywać, jeden młody japończyk się szykował do zdjęcia i machał, nie wiedział co ma zrobić żeby było oryginalnie to w końcu wepchnął sobie prawie całą rękę w usta...

Tabliczki wmurowane w deptak na Alei Gwiazd nie są jakieś spektakularne, przynajmniej w nocy słabo je widać. Dopiero po jakimś czasie się zorientowałem, że to nie studzienki kanalizacyjne.. może trzeba tu wrócić w ciągu dnia.

Po powrocie Skype z rodzinką i zasłużony odpoczynek.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 36 komentarzy36 535 zdjęć535 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
13.06.2014 - 29.06.2014
 
 
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
10.10.2011 - 20.10.2011